Fragment-Pioruńska noc

        Fragment opowiadania Pioruńska noc  z książki  Z koniem w herbie.

     …..Wyszedł poza ostatnie domy drogą pod górę.Zagłębił się cały w las.Leciutki szum wiatru niósł coś niedobrego w powietrzu,a ciemności bezksiężycowej nocy namawiały do zawrócenia.Ale jakże,on,znany chojrak,wróci do narzeczonej,i co powie,ze się boi?Nie to niemożliwe,a zresztą,już nie pierwszy raz tak wraca do domu po nocy.Idzie więc dalej.Czasem potknie się o kamień,albo o korzeń drzewa,zaklnie pod nosem jak należy,podeprze się siekierką,rzuci okiem w górę,przed siebie,ale nie na boki czy do tyłu,bo tego robić nie wolno.Wie,że wystarczy się raz obejrzeć,a zaczną do głowy złe myśli przychodzić i zacznie się po prostu bać.Trzeba za wszelką cenę zachować spokój.Najlepiej pod nosem różaniec odmawiać i to szeptem a nie w myślach,Zeby opiekuńcze duchy słyszały.-Zdrowaś Mario,Laskiś pełna-a uszy nasłuchują,oczyska z orbit wyłażą,żeby cokolwiek uwidzieć,każdy nerw pracuje,palce na trzonku siekierki mocno zaciśnięte i tylko nogi same niosą,choć buty ciężkie,a droga przykro pnie się w górę.Ha nogi.Te by rade niosły z prędkością wiatru,tak ,że trzeba je całą siłą woli wstrzymywać,całym rozumem im tłumaczyć,że to nic,tylko noc i wiatr,liście szeleszczą,a do domu i tak na czas zdążymy.                                   -Błogosławionaś Ty między niewiastami…..Nagle odległy błysk,aż nim wzdrygnęło,po chwili cichy pomruk przeszedł po niebie.Nogi wyrywają się spod kontroli rozumu i jeszcze prędzej niosą,ale on już tego nie czuje.Palce na stylisku mocnej się zwierają,druga ręka spocona czeka przygotowana do odparcia ataku jakiegoś niewidzialnego zła.Po dobrej chwili przychodzi otrzeżwienie.Zwolnić tempo marszu,uspokoić roztrzęsione nerwy. -Módl się za nami grzesznymi-…Potknął się,przepadł przez coś-Cholera-wyrwało się z modlitwy,a wąski,kamienny wąwóz przechodzi w łagodną ścieżkę,łatwiej iść,to nogi znów namawiają do biegu,coś szepce-szybciej-ale głowa rozpalona do imentu spiera się i sprzeciwia.Przecie do szczytu jeszcze kawał drogi i jeszcze jedno przykre podejście,no,trzeba być rozsądnym.           …..Aż nim poderwało.Błyskawica gadzim zygzakiem pokazała wierch góry,dokładnie tam gdzie miał wejść,a pomruk nieba stał się zły i ponaglający.Hej,żeby tak już być w domu,albo choć za tą górą.Spokój,spokój,spokój-to jedno słowo świdruje mózg,rozpływa się w żyłach i napina wszystkie nerwy.Wierzchołek góry coraz bliżej,a on zaś w głębokim wąwozie.Pod nogami kamienie,korzenie,dziury,a po bokach wysokie brzegi.-No jak w więzieniu,kieby przisło uciekać?-jakiś zły duszek piszczy do ucha.Trzeba się z nim bić.Oj,ciężka to walka,aże włosy pod czapką się nie mieszczą.Roztrzęsione nogi maja własne oczy,albo siódmy zmysł.W takich kiepskich warunkach idą prędko i omijają przeszkody.Za to jest ciszej,wiatru nie słychać,tylko górą jeszcze mruczy i liść czasem pod nogi strząśnie.                                                           Znowu niebieski zygzak przeciął wierch-,pewnie trafił w dęba na polanie-zła myśl przerwała modlitwę.Jeszcze ze sto metrów i wąwóz skręca w podmokłą i mchem porośniętą równinkę.Nogi człapią teraz po wodzie w małych topieliskach,nie szukają suchych miejsc,choc pewnie wiedzą gdzie one są,ale za to zas proszą-Leć,leć,choć do tego dębu na wierchu……Coś zaszurało,zatrzeszczało,obco,cichutko,a wyrażniej niż odgłos błyskawicy,i przerwało stan skupienia,oczy zaraz chciały sprawdzic co to takiego,ale nic z tego,szyja całkiem sztywna nie pozwala i koniec.Nie, obejrzyj się,szepce całe ciało.Przecież masz siekierkę,obronisz sie jakby co.Umiesz się bić,już niejeden na zabawie poczuł twardośc jałowcowego styliska na swoim grzbiecie.A tu mozesz się bronić używając ostrza ostrego jak brzytwa.To straszna broń,której  przecie nigdy nie użyłes wśród ludzi.                                                                                    Do polanki na szczycie już niedaleko.Napięcie popuściło,szyja też poluzowała,oczy na moment uciekły w bok i….wszystkie naraz włosy stanęły sztywne.-Tam jest Zły-.Parę białych punkcików, jak płomień zapałki w oddali,przesuwało się bezszelestnie niedaleko za nim.Sparaliżowane ciało zastygło na chwilę w bezruchu,siekierka upadając stuknęła o kamień.Białe punkciki drgnęły,a gorąca głowa w ułamku sekundy wspomniała wszystkie zasłyszane bajdy starych ludzi o Złych,upiorach i wodzicielach.                                              Tylko te nogi….nikt im nie kazał,a same wystrzeliły w kierunku najbliższego dębu………                                                                                                                           

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *