Od ziemskiego drapieżnika, który w wyniku walki ewolucyjnej dosłownie wygryzł słabszych, wziął 96 procent genów. Morderczych. Do tego dolał tylko 4 procent innych od bardziej rozwiniętego stworzenia, przywiezionego gdzieś z kosmosu. I z tej dziwnej mieszanki uskładał człowieka.
Na obraz i podobieństwo swoje?
Temu mieszańcowi kazał tu żyć i rozmnażać się. Ciężko będzie. Ziemska część chce mordować, niebiańska część zbyt mała, trudno jej oponować. Jedynie ciągły niepokój siać może.
Oczywiście, mieli rozmnażać się między sobą, ale zbyt mało ich jest.
Toteż współżyjąc z ziemskimi prymitywami ciągle karleją. Kosmicznych”rozpłodników” „On” chyba wielu nie zostawił.
Wolną wolę dał tym pierwszym ludziom. -Róbcie tu co chcecie-
Ale wnet zagroził: -Przyjdę sądzić-
Zostawił ten prymitywny żywioł na pastwę losu.
Pewnie po to, żeby ich jeszcze mocniej doświadczyć, ciężkim kamieniem sumienia przycisnął. Z wyrytymi na nim 10 przykazaniami.
I odszedł w w odmęty kosmosu.
Raczej odleciał. Chińczycy mówią: -Na ogniem ziejącym smoku-
Odchodząc, opiekę jakiegoś niebiańskiego Opiekuna obiecał.
Ilu tego stróża widziało?
Ludzie zostali sami. Osamotnieni. Kompletnie ogłupiali. 96% okrutnego drapieżnika i 4% uczuć wyższych. Dalej będą mordować. Tylko niektórzy będą mieć z tego powodu jakieś wyrzuty
sumienia.
Walka i przemoc w nas przeważa.
Może by i ta nowa na ziemi rasa poszła za jego wskazaniami. Może. Gdyby im jasny cel wyznaczył, kierunki pracy nad sobą dokładnie wskazał, doglądał, błędy wytykał.
Albo chociaż jakiego, światłego nadzorcę zostawił. Widzialnego.
Nie zostawił nikogo.
Szli by we wskazanym kierunku, zgodnie z jego wolą. Za złe ganieni, dobrym słowem wspierani gdy upadają, pobłażliwym słowem motywowani, za szczególne zasługi chwaleni.
Choćby tylko dobrym słowem. Albo spokojnością sumienia. Temu, który cel widzi, lada jaka podpora wystarczy. Ale nie.
Tego nam poskąpił. Nie zaopiekował się. Kierunkowskazów nie
wyznaczył. Samopas tę nierówno zmieszaną populację puścił. Osamotnieni, widząc przecież swoją opuszczoną marność, chcieli błąd naprawić. Spośród swoich, przewodników wybrali. Dali im
przywileje, bogactwa i katedry. Cóż, nie udało się.
Ci wybrańcy zawiedli.
W wyznaczonych pierwotna, ziemska krew zabuzowała. Pycha, pragnienie władzy absolutnej nad ciałami i duszami, a szczególnie blask bogactwa ich zaślepił. Od teraz wszystko uczynią, żeby nie łącznikami, a niezbędnymi pośrednikami się stali.
Oni to, od maluczkich należną cześć i podatki przyjmą, i dalej przekażą. Przyjmują chętnie, nawet ponaglają. Ale czy przekazują wyżej?
Teraz jest tak: Założyciel tego nieudanego klonu gdzieś wysoko, ziemscy namiestnicy wszystko robią, żeby lud od Niego szczelnym kordonem blichtru oddzielić.
Maluczkim tylko mętlik w głowach zostaje.
Ciemność.
Ludzkość ogłupiona. Kierunki ku dobremu zamazane doszczętnie. No to błądzimy. Chcieli by iść ku przeznaczeniu, zgodnie z wolą Wielkiego Eksperymentatora, ale już nie wiedzą którędy i jak. Niebu przeznaczeni, przez wybrańców do swoich celów używani. Biedni.
Po wielekroć zaczynają. Z nadzieją, że dobrze czynią. Ale wysiłek porzucają. Zniechęceni. Wszak nikt im nie mówi, że dobrze czynią. Nikt nie wspiera, nie chwali, ani nawet nie gani. Błędów nie wytyka. No to ślepcy wysiłek porzucają.
Po cóż się starać, kiedy ani kary, ani nagrody nie widać.
Obojętność.
A może dobrze postępowali?
Ale bezczynność jeszcze gorsza. 4% sumienia lekko gryzie. Do innego zadania się zabierają.
Znowu na ślepo.
Stado psów mądrze kierowane, potrafi setki kilometrów, zgodnie, przez śnieżne zamiecie przebiec, żeby innym konieczne lekarstwo dostarczyć. Podobne stado, samopas puszczone, potrafi
w jedną noc 50 saren zagryźć. Dla samej przyjemności zabijania.
Z ludźmi jest tak samo.
Tak zwany -postęp-, to tylko efekt kombinowania jakby najmniejszym nakładem sił i środków, jak największą grupę braci wymordować. Każdy wynalazek, najpierw technikom zabijania służył, nim go do innych celów nieliczni-świadomi przystosowali.
Mimo, że na kamieniu jest napisane -Nie zabijaj-
Każdy człowiek bez doświadczenia się rodzi. Nim go, na swoich próbach i błędach choć troszkę zdobędzie, już stary jest.
Światełko w tunelu dopiero na łożu śmierci zobaczy.
Za późno.
Gdy młody jest, szarpie się, błądzi, krzywdę czyni, ból zadaje, świadomie albo i nie. Gdy coś zrozumie, już do czynu nie jest zdolny. Samotnie szedł.
Dlatego błądził, zawracał, kierunki mylił. Albo nawet na manowce zaszedł. Doświadczony, chciałby coś młodym podpowiedzieć.
Cóż, jego błąd powielają.
Nie słuchają. Pycha i drapieżność w nich buzuje.
Pierwotna siła.
Kimże jesteś Ty, któryś niesłyszącego, chromego ślepca na ruchliwym skrzyżowaniu świata zostawił, przykazując samemu do domu Ojca wrócić?
Musi nadejść koniec tego, nieudanego eksperymentu.
Już Ten, który go przeprowadza, zorientował się. Sam przerwie to bolesne doświadczenie. I to szybko.
Gwałtownie i radykalnie.
Mniej tego bólu będzie. Wszak ci, którym ziemię w samodzielne władanie dał, nie spełnili pokładanych w nich nadziei.
Do samozagłady dążą.
A, że w przeważającej mierze z sadystycznych genów drapieżnika ulepieni, samopas puszczeni, głupi, wnet sami siebie wykończą.
Całą planetę przy okazji dewastując.
W bólu niepojętym, morzu łez i nieobliczalnym cierpieniu.
Wypada prosić o szybki, jak najmniej bolesny koniec tego doświadczenia.
Nie udało się!
Kończ Waść! Bólu oszczędź!
Błąd popełniłeś!
Albo nowego człowieka całkiem na swoje podobieństwo stwórz, albo tych, którzy po apokalipsie się ostaną pilnuj, i drogę im wyraźnie wskazuj.
-Nadstaw drugi policzek- nie sprawdziło się.