Siedem pokoleń I

Pra- pra- pra- pradziad.   1.
Wolny chłop. Niepiśmienny. Znany wśród sąsiadów pod przezwiskiem nadanym mu przypadkowo, od jakiejś jego charakterystycznej cechy. Dorobił się 12-ga dzieci. Z tego do dorosłości dożyło 6-ro. Znał kilku sąsiadów, swoje siedlisko, pole i las. Chodził boso i w luźnej,
płóciennej sukmanie. Zimą okrywał się baranią skórą, a do nóg przywiązywał rzemieniami płaty świńskiej lub bydlęcej skóry.
Nie miał potrzeby identyfikowania się z jakąś grupą społeczną.
Ludzi dzielił na dobrych i złych. Wiedział, że istnieją pieniądze, ale nie znał się na nich,nie posiadał, nie potrzebował. Nieliczne, potrzebne przedmioty sam wykonywał, albo wymieniał, lub za odrobek zdobywał.
Zbudował dom.
Ziemno-kamienny. 20 lat go budował -czyli całe swoje, dorosłe życie.
Latami na własnych plecach znosił z górskiego pola kamienie z których w końcu zbudował własny dom.
Na swoim, najbardziej kamienistym polu, odgarnął cieniutką warstwę gleby, pod spodem była lita skała. Pokłady warstwowego piaskowca. Bardzo łatwo oddzielały się kilkucentymetrowe warstwy. Odłupywał, obłupywał, i na plecach znosił w dół. Na plac budowy.
W górę też dźwigał.
W płóciennym worku niósł ziemię. Tę z wykopu. Trzeba wypełnić ubytek powstały po zabranym kamieniu. Rana zadana matce ziemi.
Cały sezon przynosił i odnosił.
Jesienią,  wykopał w opadającym w stronę strumienia zagonie dziurę, taką półkę w skarpie. Szeroką na 4 metry,długą na sześć metrów. Wejście zaplanował poziome, w połowie wzniesienia. Przeciwległa ściana na głębokość 1,5 metra. Potem skały układał. Najbardziej płaskie na podłodze, a innymi obudowywał ściany. Szpary i luki wypełniał mokrą gliną pomieszaną z krótko posiekaną słomą. Budowane przy glinianym wykopie ściany ku górze się zwężały. Do środka. Żeby się w końcu nie przewróciły, podpierał je drewnianymi kołkami. Czasowo.
Dla wzmocnienia konstrukcji, w każdej z bocznych ścian, na poprzek pomieszczenia, układał po dwa nakierowane na siebie murki. Podtrzymują strop, zarazem dzielą całość na 3 osobne pomieszczenia, z przejściem pośrodku. Im wyżej mur się wznosił tym kamienie inny kształt miały. Były cieńsze, dłuższe i węższe.
Wreszcie sufit w łuk się zasklepił. Na niego, z góry, nowe warstwy długich, wąskich kamieni. Na zakładkę, na glinianej zaprawie sadzone.Tak z pół metra grubości.
Na to jeszcze gruba warstwa ziemi. Wszystko co nie zostało odniesione w pole. Na sam wierzch, darń z trawą. Niech se ta rośnie, i uszczelnia.

Ułożył własnoręcznie tysiące kamieni. Na własnych plecach z gór zniesionych.

Powstał kopiec. W jego środku mieszkają ludzie.

Mieli jakby 3 pomieszczenia. Im zimniej było, tym głębiej się chowali. Zasłaniając otwór wejściowy kawałkiem skóry. A przed wejściem palił się ogień.
Pod ścianami były ławy. Cienkie żerdzie połączone wiklinowymi witkami. Na nich spali, siedzieli i jedli.
Na tej samej zasadzie, choć mniej dokładnie, zbudował tuż obok stajenkę i piwniczkę. Dużo mniejsze, bez ścian działowych. Siano i słoma były złożone w kopcach. Tuż obok. Przed wejściem do domu i stajenki było gnojowisko. Tam wyrzucał obornik spod zwierząt, spływały płynne odchody. I ludzie załatwiali swoje potrzeby.
Po wodę mieli blisko. Do strumyka. Tam też poili było i prali nieliczne szmaty.

Jadał brukiew, pokrzywę, rzepę, kapustę, groch, trochę ziemniaków i placki pieczone z utłuczonego pięściakiem w kamiennym zagłębieniu ziarna owsa albo jęczmienia. Tę mąkę mieszał z wodą, odrobiną tłuszczu, a nawet czasem dodawał jajko i piekł na gorącym kamieniu.
Swoje zagony przekopywał ręcznie, ziarna zbóż sadził jak ziemniaki, robiąc kołkiem otwór w przygotowanej glebie. Do niego wsypywał ściśle odliczoną ilość ziaren. Potem całe pole udeptywał bosymi stopami. Okopowe. Były naprawdę ręcznie okopywane, i wykopywane. Specjalnymi ruchami narzędzia. Zboże, łapiąc kilka kłosów w rękę, ucinał prostym nożem, osadzonym na długim uchwycie.
Plony z pól, trawę, drewno, kamienie, znosił w rękach, lub na plecach. Ziarna z kłosów wydobywał, turlając każdy kłos z osobna po płaskiej deszczułce. Oczyszczał ziarno spuszczając garść zanieczyszczonego na wietrze. Cięższe spadało pionowo, a im lżejsze, tym dalej wiatr odnosił.
Przez całe życie budował to gospodarstwo.

Tuż przed śmiercią zamienił prosię na prawdziwy sierp.

Zmarł w wieku 38 lat. Starzec artretyzmem głęboko zgarbiony.

Cześć jego pamięci.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *